Young Power
- KINIOR
- 6 kwi 2019
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 5 cze 2019
Powstanie Young Power było zwieńczeniem wszystkich aktywności jazzowych w Polsce, głównie tych alternatywnych.
Pierwszy skład tworzyli oczywiście przyszli profesorowie katowickiej uczelni, ale też ekipa z Pick/Up, Tie Break-u i Walk Away.
Na początku leader, Krzysztof Popek, chciał żebyśmy byli takim klasycznym big bandem jazzowym czyli chłopcami w swetrach przed pulpitami. Udało mi się namówić Krzysia do grania bez pulpitów. Za to koncepcja ruchu i scenicznych kreacji powstawała w miarę jak odbywały się kolejne koncerty.
Ponieważ lewa flanka, czyli Alek Korecki, ja i Marek Kazana, była zdecydowanie bardziej widoczna – mam tu na myśli nasze wygłupy i wariackie tańce – prawa strona musiała się dostosować i również zacząć się ruszać.
Zacząłem wybierać na koncerty ubrania w kwasowych kolorach. Inni muzycy, żeby nie odstawać kolorystycznie, także zaczęli zakładać coś odważniejszego. Zdarzało się, że Piotruś Wojtasik przychodził do mnie przed koncertem z prośbą, żebym dał mu coś bajkowego. Wówczas wyciągałem jakąś apaszkę czy inny gadżet i w ten oto sposób Piotruś już nie wyglądał jak klasyczny jazzman, tylko jak Piotruś Pan.
Wspólnie z całym Young Power oglądaliśmy koncerty Prince’a i analizowaliśmy jego zachowanie sceniczne. Pośrednio z tych analiz wzięła się choreografia w stylu Tai Chi. Do tej akcji Krzysiu zaprosił zaawansowanego nauczyciela Tai Chi i z tych lekcji korzystam do dzisiaj; z tego co wiem, to Józek Gralak też.
Graliśmy w całej Europie.
Byliśmy tak zorganizowanym zespołem, że podczas jakiegoś międzynarodowego festiwalu na tak zwanym soundchecku, jednemu z nagłaśniających nas akustyków wyleciał joint z ust, ponieważ nie przypuszczał, że tak efektownie i w takim tempie można przeprowadzić próbę big bandu. Byliśmy bardziej amerykańscy niż Amerykanie.
Wiem, że na Jazz Jamboree Chick Corea wyszedł z garderoby i stojąc za kulisami wysłuchał całego naszego koncertu.
Chyba najbardziej efektownym naszym wyjazdem był wyjazd na festiwal jazzowy do Molde w Norwegii. Kiedy znaleźliśmy się już na festiwalu, skierowano nas do garderoby, ale poproszono, żebyśmy chwilę poczekali. Oczywiście jako zakompleksieni polaczkowie poczuliśmy się obrażeni, że traktuje się nas jako obywateli gorszej kategorii, gdy tymczasem chodziło tylko o to, że przyjechaliśmy trochę za wcześnie i nasza garderoba nie była jeszcze gotowa.
Kiedy już weszliśmy do środka, zastaliśmy tam taki przepych, że dostaliśmy oczopląsów. Szczerze mówiąc, pierwszy raz zetknąłem się z takim przyjęciem i takimi markami piw i koniaków, o owocach i kanapkach już nie wspomnę. Zapamiętałem też mydło w płynie w łazience, w której było mnóstwo światła, co po szarym polskim świecie robiło na nas wrażenie.
Zwróciłem się do Pawła Brodowskiego (redaktor naczelny Jazz Forum), żeby nie robił zdjęć z koncertu, a sfotografował garderobę jako wzorzec dla organizatorów w Polsce. Należy pamiętać, że w tamtych czasach kanapki dostawało się tylko w trakcie Jazz Jamboree w Sali Kongresowej, a o innych rzeczach można było tylko pomarzyć.
Abstrahując od tego, że nasz menago, który załatwił ten job, skorzystał z okazji i dzięki nam przewiózł chyba trzy skrzynki alkoholu, to na festiwalu byliśmy rozchwytywani.
Przypadkowo miałem taki strój sceniczny, jaki był demonstrowany przez muzyka widniejącego na plakacie festiwalowym. Ten fakt spowodował, że byłem najczęściej udzielającym wywiad muzykiem, czym oczywiście naraziłem się Youngpowerowcom.
W Sztokholmie, na festiwalu jazzowo-bluesowym, dowiedzieliśmy się od Polki, która na tym festiwalu sprzedawała popularne wówczas cukierki anyżkowe, że w czasie naszego koncertu nie sprzedała ani jednego cukierka – wszyscy poszli pod scenę, gdzie grało Young Power.
Na tym koncercie daliśmy wyjątkowego czadu – Alek Korecki wykopywał w tłum puszki po coli, czym Szwedzi byli zachwyceni .
To był potężny festiwal, gdzie przed nami grał BB King, a po nas Stan Getz.
Koło sceny, a wszystko odbywało się na statku, była garderoba, gdzie przy stoliku siedział Stan Getz. Gdy schodziłem ze sceny z fletem basowym, Getz mnie zapytał :
What is this ?
Odpowiedz miałem na szczęście gotową, bo inaczej mogłoby mnie zatkać.
Wracając z koncertu w Czechosłowacji, na granicy polsko-czechosłowackiej do naszego autobusu weszła straż graniczna i nim zaczęła sprawdzać paszporty, Józek Gralak wyskoczył jak Filip z konopi z tyłu autobusu i przez tubę ryknął: „Proszę paszporty do kontroli!!!”
Jeden z wkurzonych strażników dosłownie wyleciał z autobusu zobaczyć co się dzieje, a my za karę zostaliśmy zatrzymani.
To był czas, kiedy w Polsce mieliśmy już wolność, a Słowacy i Czesi jeszcze nie, więc ich służby sobie to odreagowywały.
Cóż było robić, wyciągnęliśmy instrumenty i zaczęliśmy grać. Po chwili wszystkie polskie samochody zaczęły się zatrzymywać, chcąc posłuchać Young Power. Zrobiła się zadyma i zator, więc straż, oczywiście dla świętego spokoju, nas puściła, mimo że mieliśmy ochotę pojamować dłużej.
Miło posłuchać. Dzięki
to se nie wratim. Szkoda