top of page
Szukaj

Pociag towarowy

  • Zdjęcie autora: KINIOR
    KINIOR
  • 6 kwi 2019
  • 2 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 5 cze 2019


Pociąg Towarowy

Pociąg towarowy to ludzie, którzy ukształtowali moje horyzonty szerzej, niż to, co działo się w świecie jazzowym. Dzięki tej ekipie nauczyłem się patrzeć na muzykę kubistycznie czyli z innego punktu odniesienia niż klasyczne postrzeganie muzyki – co prawda jestem i zostanę zawsze jazzmanem – ale Krzysztofowi Knittlowi, Markowi Chołoniewskiemu i Piotrowi Bikontowi (śp.) zawdzięczam to, że wiem, iż priorytety w muzyce mogą być diametralnie różne.

W jazzie liczy się improwizacja, swing, fraza, harmonia, a w muzyce współczesnej te wartości mogą całkowicie nie mieć znaczenia. Nawet jakość dźwięku jest czasami nieważna.

Bo proszę mi powiedzieć, co grać z dźwiękami, które emituje dźwig portowy, padający deszcz, już nie mówiąc o ptakach. To oczywiście pytanie retoryczne, ale zagadnienie pozostaje.

Frazy bebopowe, ulubione frazy jazzmanów, nie wszędzie pasują. Czasami fryty jazzowe można zastosować do tak zwanych faktur barwowych, określanych przez nas klejem, szumem czy ambientem. W tych fakturach specjalizuje się Krzysiu.

Marek Chołoniewski (dziś już profesor na Akademii Muzycznej w Krakowie) jest królem gadżetów. W 2008 roku na festiwalu jazzowym w Edmonton zademonstrowaliśmy na scenie, że można grać również na Iphonie. Oczywiście grał na nim Marek. Przez cały nasz koncert.

W Lyonie ilustrowaliśmy muzykę do baletu, który prowadził Polak, Wiśniewski. Graliśmy sztukę Saksa – Left Foot. Piotruś musiał się nauczyć czytać cały tekst po francusku – oczywiście nie znał francuskiego i musiał opanować cały tekst fonetycznie. Po spektaklu Francuzi nie mogli wyjść z podziwu, że Piotr nie zna francuskiego.

Graliśmy specjalne koncerty podczas projekcji niemych filmów z początku wieku. Kilka razy w takim działaniu uczestniczył wraz z nami Tomasz Stańko, chociażby przy filmie Upadek domu Uszerów. Pamiętam jeszcze Beowulf book z rewelacyjną interpretacją staroangielskiego przez Piotra Bikonta

Najczęściej grany przez nas film to był Eden, Andrzeja Czeczota. Z Edenem dotarliśmy do Seulu, gdzie po koncercie zostaliśmy ugoszczeni przez konsula. Po koncercie konsul zabrał nas na klasyczny koreański posiłek w typowym lokalu. Rewelacja – na tej kolacji były robaczki, które pełniły rolę chipsów. Piotr, jako znany smakosz był zachwycony, mnie udało się jakoś od tej degustacji wywinąć.

Natomiast nasza najbardziej widowiskowa przygoda miała miejsce w Bratysławie – chcąc zdążyć na pociąg wjechaliśmy na peron samochodem z napisem CD pod same drzwi pociągu. Zdążyliśmy.









 
 
 

Komentarze


bottom of page